18 April, 2011

w drodze z Bratysławy do Ameryki

W Bratysławie przed dworcem,czekałem na pociąg do Pragi.
Lubię ten dworzec, bo nie sprawia wrażenia ze oto przyjechaliśmy do stolicy innego kraju. Wydaje się że jest to kolejna mijana w drodze miejscowość.
Przed budynkiem, jak wszędzie w europie, można spotkać lokalną żulerię kombinującą jak ugasić pragnienie i nikotynowy głód. Przysypiających taksówkarzy, gości którzy stoją i na coś czekają. Lokalnego kolorytu dodają jeszcze Cyganie. Niektórzy wielcy z dużymi trzęsącymi się od tłuszczu brzuchami, złotymi łańcuchami na szyjach. Inni mali chudzi z rozbieganymi oczami. Kombinują, jakim przkrętem ubarwić sobie nudny dzień.
Siedziałem na ławce i patrzyłem jak zdażenia pojawiają się i zaraz znikają nie zauważone przez nikogo. Podróżni biegną na pociąg, zagubiona grupa z polski szturmuje sklep z pamiątkami, a dwie turystki z Hiszpanii fotografują się pod tablicą odjazdów.
Po pewnym czasie dosiadł się do mnie chudy Cygan z bródką jak jakiś hiszpański Don Juan,
a po chwili milczenia zaczął:
- z pracy? do domu ? Na Zlinę jedziesz, albo do Czech? - bo nic innego teraz nie jedzie.
- Tak Czech.
Cygański Don Juan zamkną oczy, cmokną przez zęby tak jak to Cyganie tylko potrafią i rozmarzył się.
- wiesz Czechy to jest coś! Normalnie - Ameryka - nie to co tutaj.
Próbowałem protestować ale nie dał się przekonać.
- w Ameryce to jest życie , w Pradze nawet metro mają tak jak w nju jorku.
- To czemu też nie pojedziesz do Czech?
- A gdzie ja Cygan z našich slovenských Tatier do ameryki będę jechał.

na zamku w Bratysławie
Bratislava

1 comment:

bawgaj said...

a ja myślałem ze bedzie portret cygana ;)))